Pamir i Kunyang – nowe wydanie!

Pamir i Kunyang

PAMIR I KUNYANG – NOWE WYDANIE 2021 r.

Read More

Rok wydania: Warszawa 2021

Liczba stron: 240

Wydawnictwo: Fundacja Himalaizmu Polskiego im. Andrzeja Zawady

Wymiary: 149 x 210 mm

Stan produktu: NOWY

Oprawa: Miękka

Zapraszamy do zakupu najnowszego, wzbogaconego licznymi zdjęciami wydania książki z serii „Pisma Andrzeja Zawady" o historycznej, przełomowej wyprawie z 1971 roku na Kunyang Chishh.

Zdobycie dziewiczego, Kunyang Chhisha 7852 m n.p.m. w masywie Hispar Mustagh w Karakorum (Pakistan) miało być powojennym powrotem Polaków w góry najwyższe. W 1966 roku francuscy alpiniści chcieli zorganizować francusko – polską wyprawę w Hindukusz. Andrzej Zawada namówił ich do ambitniejszego celu. Niestety, gdy wszystko było ustalone, Francuzi zrezygnowali. Polacy otrzymali pozwolenie na zdobywanie Kunyang Chhisha, mieli próbować zmierzyć się z trzecią z najwyższych, niezdobytych gór. Wcześniej Kunyang pokonał ekspedycję brytyjsko-pakistańską z 1962 i japońską z 1965 roku. W przeciwieństwie do wyprawy japońskiej, Andrzej Zawada wybrał inny wariant wejścia na szczyt – przez lodową, południowo-wschodnią ścianę, tak zwany Ice Cake. Droga była znacznie krótsza, ale i znacznie trudniejsza. Prowadziła technicznie trudnymi eksponowanym terenem, wymagającym założenia kilometrów lin poręczowych. Niestety, wyprawa – mimo, że udana – nie była szczęśliwa. W szczelinie lodowcowej zginął Jan Franczuk, najmłodszy uczestnik wyprawy. Ekipa zadedykowała mu film z wyprawy – “Khiangyang Kish znaczy Góra Narożna”, zaś Wojciech Kurtyka nazwie w 1973 roku nową drogę na północnej ścianie Aiguille du Dru “Voie Petit Jean” – na cześć Jana Franczuka.

Fragment książki:

– Szafirski, nie ruszaj miodu!
– A bo co?
– To miód dla Michalskiego, wyłącznie!
– Ja też lubię miód.
– Ale on bardziej!
– Co ten Jacek taki dziś gadatliwy, już dwa słowa powiedział. – E, siedzisz na mojej kanapce!
– Jakiej kanapce?
– Z sardynką!

Apetyt dopisuje wszystkim. Jeden z dyżurnych nalewa chochlą na plastikowe talerze dymiącą zupę ze skondensowanego mleka, drugi z wielką wprawą otwiera kolejne puszki mielonki i ria- puszek.

Nagle w poranny gwar wdarł się chrapliwy, zniekształcony głos z bazowego „Klimka”:
– Kierownika, szybko kierownika do radiotelefonu!

Podrywam się i biegnę w kierunku namiotu technicznego. Nie mam wątpliwości, takim głosem woła się tylko w chwilach śmiertelnego niebezpieczeństwa.
– Bogdan włącz magnetofon – rzucam w biegu i chwytam radio- telefon.
– Tu baza, tu baza, mówi kierownik, co się stało? Odbiór!

Z radiotelefonu dolatują przerywane, niewyraźne słowa. Poznaję głos Chrobaka…